Rola Rudego w "Kamieniach na szaniec" to dla ciebie wyróżnienie czy kolejne zadanie aktorskie?
- Wyróżnienie, to oczywiste, nie ukrywam że jest też wyzwaniem.
Brałeś udział w castingu do tej roli?
- Zostałem zaproszony na casting do Warszawy, było kilka etapów. Grając na castingu nie mieliśmy jeszcze jasno sprecyzowanych ról, graliśmy więc na zmianę wszystkie role męskie.
- Z czym miałeś największy problem, gdy pracowałeś nad tą rolą?
- Z presją wynikającą ze zbiorczego wyobrażenia na temat Rudego. Dodatkową trudnością były sceny w języku niemieckim! Nie wykorzystałem możliwości nauczenia się tego języka w liceum.
Zarówno ty, jak i twoi rówieśnicy żyjecie w zupełnie innym świecie niż bohaterowie "Kamieni na szaniec". Czy młodzi ludzie mogą się z nimi jeszcze utożsamiać?
- Czasy są inne, ale wartości powinny pozostać takie same.
Masz pan poczucie, że coś cię łączy z Rudym?
- Mnie i Rudego łączy wrażliwość. Był człowiekiem, który chłonął sobą wszystko. Zarówno rzeczy piękne, jak i te złe, dotykały go w silny sposób.
Na ile film będzie wierną adaptacją książki?
- Film, jest adaptacją książki, a nie jej odzwierciedleniem. Opowieść bazuje również na materiałach źródłowych nie zawartych w książce, więc po trosze jest jej dopełnieniem.
Miałeś dużo swobody w trakcie budowania postaci Rudego?
- Nie, postać Rudego była w dość precyzyjny sposób nakreślona w scenariuszu, bazującym na przekazach pisanych i wspomnieniach. Gdyby była to postać fikcyjna, miałbym dowolność w kreacji, ale tu w grę wchodziło czyjeś życie. Na przekór więc zbiorczemu wyobrażeniu na temat Rudego, postanowiłem w granicach wyznaczonych przez fakty i założenia scenariuszowe kreować, kierując się intuicją, z poszanowaniem faktów oczywiście. Uważam jednak że przeżycia takie jak tortury są tak indywidualne, że nie da się ich odtworzyć w pełnym wymiarze.
Czy nie boisz się porównań do postaci Rudego z filmu "Akcja pod Arsenałem“?
- Wiem, że takie porównania na pewno będą miały miejsce, ale to przywilej widza.
Niektóre polskie media już cię okrzyknęły polskim Jamesem Deanem. Jak odbierasz taką etykietę?
- W moim odczuciu jedyną cechą mogącą nas łączyć jest rozmiar buta. Ludzie mają skłonności do znakowania, stygmatyzacji, a co za tym idzie uproszczeń. Mam nadzieję, że to nie będzie trwałe oznakowanie.
Czym się teraz zajmujesz?
- Kończę prace nad debiutanckim albumem z zespołem The Fruitcakes, w skład którego wchodzą jeszcze dwaj słupszczanie Kuba Zwolan i Przemek Bartoś i legitymujący się szwajcarskim paszportem Lukas Tymański. Zacząłem też zdjęcia do filmu "Carte Blanche" w reżyserii Jacka Lusińskiego.
Utrzymujesz jeszcze kontakty ze szkolnymi kolegami ze Słupska?
- Tak. Kilkoro z nich mieszka teraz w Warszawie.
Minęło już kilka lat od czasu, gdy zdawałeś maturę. W tym czasie w twoim życiu wiele się wydarzyło. Czy możesz powiedzieć, co ci dały lata spędzone w I LO w Słupsku?
- Niekwestionowanym wynikiem mojej nauki w I LO jest zdana matura. Paradoksalnie szkoła ta dała mi olbrzymią swobodę w realizacji moich pozanaukowych zainteresowań, co teraz procentuje.
Zauważyłem, że dziewczyny głęboko wzdychają, gdy oglądają zwiastuny filmu , a szczególnie sceny z twoim udziałem. Dlatego zapytam o to, co może być dla nich ważne: jesteś jeszcze wolny?
- To miłe, ale niestety muszę owe damy rozczarować - jestem w związku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?