Do Sądu Okręgowego w Koszalinie, bo tu w wydziale ubezpieczeń rozpoczęła się sprawa odwoławcza Jana Dzika, przyjechali strażacy ochotnicy nie tylko z Rymania, ale także z Robunia i Ustronia Morskiego. Przyjechali, bo jak mówią, sprawa ich kolegi dotyczy każdego z nich, bo każdy podczas akcji może ulec wypadkowi.
Takiemu, jaki strażakowi Dzikowi przydarzył się prawie rok temu. - Gasiliśmy pożar, chciałem wejść do wozu, ale rączka od drzwi nie wytrzymała. Nieszczęśliwie upadłem, obciążony jeszcze ekwipunkiem. Skutek: połamane ręka, noga, biodro - wspomina. Do dziś chodzi o kuli. Przechodzi rehabilitację, nie jest zdolny do pracy. Przed wypadkiem prowadził własną działalność gospodarczą, dostaje więc zasiłek chorobowy na ogólnych zasadach, a więc pomniejszany wraz z upływającym czasem choroby.
Chce, by potraktowano go tak, jak strażaka zawodowego. Wtedy zasiłek, do czasu powrotu do zdrowia, byłby stuprocentowy. - Sąd pierwszej instancji przyznał, że ochotnicy nie są równo traktowani, ale przepisy ustawy o pożarnictwie związały mu ręce. Stąd nasz wniosek o to, by sąd drugiej instancji wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego z zapytaniem prawnym, czy takie nierówne traktowanie strażaków jest zgodne z konstytucją - mówi mecenas Przemysław Przytuła, reprezentujący Jana Dzika. I taki wniosek do TK zostanie wysłany.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?