Starcie z Pogonią było właściwie meczem ostatniej szansy - po serii czterech porażek - na powrót do walki o czwarte miejsce przed fazą play-off. I akademiczki jej nie zmarnowały. Zespół trenera Reidara Moistada, mimo że nie uniknął słabszych momentów, pokazał charakter, zagrał z olbrzymim sercem i zaangażowaniem, odnosząc w efekcie zasłużone zwycięstwo nad dobrze spisującą się w tym sezonie drużyną ze Szczecina.
- Miałyśmy nóż na gardle i musiałyśmy wygrać za wszelką cenę. Żaden inny wynik nie wchodził w grę. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że pokazałyśmy wreszcie jakiś porządny handball, ale mam nadzieję, że będzie to iskra do lepszej gry i pociągniemy resztę - mówiła po spotkaniu uradowana Sylwia Lisewska. Kapitan zespołu zdobyła 9 bramek, w tym niezwykle ważną w końcówce, gdy rywalki odrobiły 6 bramek straty. Chwilę wcześniej niemoc zespołu przełamała
Aleksandra Kobyłecka, która przed meczem zapowiadała, że zespół będzie gryzł parkiet. I tak też było. Przez całe spotkanie Pogoń tylko raz prowadziła, 2:1 w 3. minucie. W pierwszej połowie wyrównana walka trwała jednak aż do 23. minuty.
Na skuteczną grę w pierwszej połowie Sylwii Matuszczyk (5 goli) i Lisewskiej (4) odpowiadały najczęściej Hanna Jaszczuk i Agata Cebula. Kilka razy na tablicy wyników pojawił się remis. Ostatni w 19. min - 9:9. Odjazd AZS rozpoczął się gdy pierwsze dwa trafienia w meczu zaliczyła Kobyłecka (25. - 12:9). Kolejne trafienie z koła Matuszczyk i skuteczny karny Moniki Odrowskiej wywindowały zespół na prowadzenie różnicą 5 bramek (28. - 15:10). Mogło być jeszcze lepiej, gdyby Joanna Załoga nie przegrała w kontrze pojedynku z Sołomiją Szywierską, a także wykorzystała rzut karny w 24. min.
W niewykorzystanych karnych było 1:1, bo pojedynek z Cebulą wygrała Iza Czarna, jak zawsze mocny punkt AZS (13 skutecznych interwencji). Na drugą połowę AZS wyszedł przy przewadze 4 goli. Różnica 3-4 trafień utrzymywała się w pierwszych minutach, później nastąpił zastój w grze koszalinianek i Pogoń doszła na 2 trafienia. Taki stan utrzymywał się do 42. min. Kolejne 8. min nasz zespół zagrał koncertowo i wygrał 7:1 (26:18 na tablicy). Wydawało się, że mecz jest pod kontrolą. Szczecinianki walczyły jednak do końca i zdobyły 6 bramek z rzędu.
Na 105 sekund przed końcem było tylko 26:24. Dwa siłowe, zakończone celnymi rzutami wejścia Kobyłeckiej i Lisewskiej zapobiegły niepotrzebnym emocjom.
- Chyba za szybko uwierzyłyśmy, że ten mecz się ułożył. Rywalki całkowicie zmieniły taktykę, a my bałyśmy się podjąć ryzyko. Straciłyśmy sporo piłek, były kontry i zrobiło się nerwowo. Szczęście jednak było dzisiaj z nami i cieszmy się z tego - podsumowała Sylwia Lisewska.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?