Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uzdrowiciel duszy i ciała przybył prosto z Afryki

Zbigniew Marecki, [email protected]
ekolekcje w Słupsku. Już latem ojciec Bashobora poprowadzi wielkie rekolekcje na Stadionie Narodowym w Warszawie. Niedawno zaczęły się zapisy.
ekolekcje w Słupsku. Już latem ojciec Bashobora poprowadzi wielkie rekolekcje na Stadionie Narodowym w Warszawie. Niedawno zaczęły się zapisy. Krzysztof Piotrkowski
Czy człowiek, któremu własna ciotka zabiła ojca, może dawać nadzieję na poznanie Boga i uzdrowienie? Może.Tak właśnie robi ojciec John Bashobora z Ugandy. Przekonali się o tym także uczestnicy jego rekolekcji.

Życiorys ojca Bashobory robi wrażenie, bo gdy w 1948 roku miał dwa lata, stracił ojca. Jego rodzina wypędziła matkę, a wychowaniem chłopca zajęło się wujostwo. Przez lata dorastający John był przeświadczony, że opiekunowie są jego rodzonymi rodzicami.

Myślał tak nawet wtedy, gdy zdecydował się wstąpić do seminarium. Dopiero w dniu święceń kapłańskich ciotka wyznała mu, że to ona otruła jego ojca, bo nie mogła znieść miłości, jaka panowała między rodzicami Johna.

Na dodatek ciotka próbowała także otruć swojego wychowanka, ale kiedy podała mu jako prowiant na drogę zatrutą owsiankę, John uczynił nad jedzeniem znak krzyża , a wtedy naczynie rozpadło się w drobny mak.
Bashobora głęboko przeżył te wszystkie rewelacje, ale nie zaciął się w sobie i nie odwrócił się od rodziny. Przeciwnie, wybaczył ciotce wszystkie winy w imię Jezusa, a później odszukał grób ojca i wybrał się z wizytą do prawdziwej matki.

Ludzie, którzy przychodzą na rekolekcje ojca Bashobory, zwykle już słyszeli albo czytali w Internecie o tych jego trudnych doświadczeniach życiowych.

- Jak na niego patrzyłam, gdy się modlił i jednocześnie uśmiechał albo żartował, to nie chciało mi się wierzyć, że ma za sobą tak trudne doświadczenia z czasów dzieciństwa. Chyba ktoś bardzo dobry ze swojej natury może zachować w sobie tyle radości i wiary - mówi Halina Skoczek spod Kościerzyny, która na rekolekcje ojca Bashobory przyjechała do Słupska razem z siostrą, cierpiącą na długotrwałe bóle kręgosłupa.

- Mam nadzieję, że ojciec John pomoże mojej siostrze, bo wszystkie leki, które zapisują jej lekarze, po pewnym czasie przestają działać i ból się nasila - dodaje pani Halina.

Podczas trzydniowych rekolekcji, które odbyły się w miniony weekend, cud nie nastąpił, ale pani Halina ciągle ma nadzieję na poprawę zdrowia siostry, bo ojciec Bashobora w czasie swoich komentarzy do biblijnych wersetów i modlitw o uzdrowienie uprzedzał, że jak się prosi Boga o pomoc, to się ją dostanie, choć niekoniecznie od razu, już podczas rekolekcji.

- Wśród osób, które dawały świadectwo uzdrowienia, byli i tacy, którzy przeżyli uzdrowienie w trakcie rekolekcji. Jeden pan odzyskał w pełni wzrok - relacjonuje pani Halina.

Z medialnych relacji z rekolekcji, które ojciec John prowadził już w innych częściach naszego kraju, wynika, że takich sytuacji było więcej. Na przykład w Chojnicach doszło do prawdziwego cudu, bo pewien mężczyzna przyszedł na rekolekcje z ojcem Bashoborą o kulach, a wyszedł o własnych siłach. Jeszcze inne przypadki uzdrowieńczego oddziaływania ewangelisty z Ugandy można było zobaczyć na pokazywanym w TVP1 dokumentalnym filmie "Duch", który opowiada o znanych charyzmatykach.

Autorzy dokumentu utrwalili moment, gdy ojciec Bashobora położył ręce na głowie małej dziewczynki, która od urodzenia nie widziała na jedno oko. Kapłan się nad nią modlił, a następnie poprosił, aby zakryła zdrowe oko. Wtedy dziecko zawołało: - Ja widzę!

Ta scena z filmu zrobiła wielkie wrażenie na pani Jadwidze z Elbląga. Ponieważ ma coraz większe problemy ze wzrokiem, postanowiła przyjechać na rekolekcje w Słupsku. Nie ukrywa, że przeszło dwa dni prosiła we wspólnych modlitwach z ojcem Johnem o uleczenie oczu.

- Nie wiem, czy to coś da, ale niewątpliwie poczułam przypływ energii życiowej. Czuję się trochę młodsza - mówi sześćdziesięciolatka, która w niedzielę przed powrotem do domu kupiła w hali Gryfia nagrany na płytę CD film z rekolekcji, rozprowadzany przez słupskich członków Szkoły Nowej Ewangelizacji, organizatorów ostatnich rekolekcji ojca Bashobory w Słupsku.

Inni mieli jeszcze bardziej zapadające w pamięć doświadczenia. Nie tylko na filmie widzieli uwolnienia ludzi zniewolonych przez złego ducha. W "Duchu" można również zobaczyć, że gdy ojciec Bashobora przechodził z hostią, zniewoleni przez złego ducha krzyczeli, przeklinali, wydawali z siebie przerażające dźwięki i padali na ziemię.

- U nas były podobne doświadczenia. Młoda kobieta gwałtownie zmieniła swój wygląd. Przypominała wiedźmę, a jej ręce wyglądały jak szpony. To objawiał się demon - mówi ks. Jan Giriatowicz, proboszcz kościoła św. Jacka.

Inni świadkowie często nie mogli wytrzymać widoku wijącej się jak wąż kobiety, której musieli pomagać kapłani.

- To nie było na moje nerwy. W czasie sobotnich rekolekcji wyszłam i wróciłam do domu - opowiada słupszczanka. Ale większość z blisko 2 tysięcy osób, które brały udział w rekolekcjach, dotrwała do ich końca, wysłuchując czytań z Biblii i komentarzy do nich oraz uczestnicząc w modlitwach, wezwaniach do oddania się Panu oraz kolejnych mszach świętych.

Na wielu osobach atmosfera, którą tworzyli ojciec Bashobora i jego tłumacz, na bieżąco przekładający słowa kapłana z języka angielskiego na polski, robiła tak wielkie wrażenie, że na miejscu się spowiadali i przystępowali do komunii świętej. Prowizoryczne konfesjonały były zajęte cały czas.

- Poczułem taką potrzebę. Może moja dusza chciała się oczyścić - wyznaje 22-letni Damian ze Słupska, który podczas rekolekcji w hali Gryfii przystąpił do spowiedzi świętej po pięcioletniej przerwie.

Liczy się plan Boga. I chyba nic w tym dziwnego, bo podczas swoich wystąpień ojciec John wielokrotnie przekonująco zachęca do spowiedzi i przebaczenia. Także przebaczenia tym, którzy nas skrzywdzili, bo - jak tłumaczy - tylko wtedy uzdrowienie jest możliwe. Jednocześnie wyjaśniał, dlaczego niektórym z tych, którzy przyszli na rekolekcje, wydaje się, że nie zostali uzdrowieni. Według niego oni też zostali uzdrowieni, ale może niekoniecznie z tego, na czym im zależało.

Bo Bóg ma swój plan. I to on jest realizowany, a nie wola człowieka. Stąd jedni zostają uzdrowieni fizycznie, a inni mogą tylko uzyskać wzmocnienie, aby im było łatwiej nieść ich krzyż.

Ojciec John zdaje się potwierdzać ten przekaz własnymi doświadczeniami, bo na co dzień w Afryce zajmuje się sierotami, trudną młodzieżą i chorymi na AIDS. Wcześniej, gdy w Ugandzie wybuchła wojna domowa, przeżył czas wielkiej biedy.

- Nie było ani mydła, ani cukru, a hostię podczas eucharystii dzieliliśmy na cztery części - wspominał w wywiadzie dla angielskiej prasy. Z kolei w Nairobi jako zakonnik pracował z dziećmi ulicy - dziewczynami, które prostytuowały się, by zarobić na życie oraz chłopakami żyjącymi na granicy prawa. Podczas studiów w Indiach zetknął się z nietykalnymi, czyli najbiedniejszą klasą indyjskiego społeczeństwa. Po powrocie do Ugandy ponownie rozpoczął posługę wśród ubogich.

- Kiedy ludzie zobaczyli, że troszczę się o biednych, zaczęli wracać do Kościoła - zdradził dziennikarzom.

Zaczęli przychodzić też protestanci ze względu na nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie, które sprawował przed Najświętszym Sakramentem. Gdy biskup wysłał go na studia do Rzymu, jeden z jezuitów rozpoznał jego dar uzdrawiania. W Ugandzie jego posługa uzdrawiania stawała się coraz bardziej znana. Zapraszano go do celebrowania nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie, na konferencje i rekolekcje. Z datków, które przekazywali mu ludzie, opłacał szkoły dla dzieci. Dzisiaj utrzymuje ich ponad cztery tysiące.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!