Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Zawadzka: Ciągle szukam swojej drogi

Rozmawiała: Iwona Marciniak
Kadr z filmu "W imieniu diabła”. Katarzyna Zawadzka zagrała w nim rolę zakonnicy Anny, która po dramatycznych doświadczeniach, próbuje odnaleźć spokój ducha w klasztorze.
Kadr z filmu "W imieniu diabła”. Katarzyna Zawadzka zagrała w nim rolę zakonnicy Anny, która po dramatycznych doświadczeniach, próbuje odnaleźć spokój ducha w klasztorze. Syrena
ROZMOWA z Katarzyną Zawadzką, rodowitą dygowianką, zdobywczynią nagrody za debiut aktorski na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Ma na swoim koncie kolejny sukces, doceniono ją za oceanem.

Obie nagrody - ta sprzed roku i najnowsza - wiążą się z rolą Anny w filmie Barbary Sass-Zdort pt. "W imieniu diabła". Na niedawnym 8. Festiwalu Filmów Polskich w Nowym Jorku Katarzyna Zawadzka, córka wójta Dygowa Marka Zawadzkiego, dostała nagrodę im. Elżbiety Czyżewskiej dla najlepszej aktorki. Nagroda dla najlepszego aktora przypadła Jakubowi Gierszałowi, odtwórcy roli Dominika w "Sali samobójców" Jana Komasy. Film "W imieniu diabła" zdobył też nagrodę za najlepszy film festiwalu.

- Jak zareagowała pani na wieść o nagrodzie przyznanej w Stanach?
- Szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet, że ten film tam jedzie. O nagrodach dowiedziałam się od pani Barbary. To oczywiście wielkie wyróżnienie, zwłaszcza że nagroda nosi imię wspanialej aktorki, Elżbiety Czyżewskiej. To bardzo miłe, dowiedzieć się, że ktoś docenił film i moja rolę. Taka informacja naprawdę napawa wielką radością, uczuciem szczęścia..

- Wygląda na to, że Pani pierwszy kinowy film żyje teraz własnym życiem i od czasu do czasu sprawia niespodzianki.
- Troszkę tak jest. Był już pokazywany w kilku krajach i wszędzie był bardzo dobrze przyjmowany i wysoko oceniany. Był na przykład na przeglądzie filmów polskich w Petersburgu. Miałam tam przyjemność widzieć reakcję widzów. Był w Moskwie i w Nowym Jorku. Wiem, że teraz pojedzie z panią Barbarą na festiwal do Ankary.

- Wygląda na to, że za granicą film jest lepiej przyjmowany niż w kraju, bo przypomnijmy, na festiwalu w Gdyni nagrodzono tylko Panią.
- Chyba tak. Nie wiem z czego to wynika. Może to kwestia gustu? Może upodobań ludzi, którzy zasiadają w festiwalowych komisjach konkursowych? Trudno powiedzieć. Ja się cieszę, że najwyraźniej są ludzie, do których dzieło pani Basi przemawia.

- Od Pani sukcesu na FPFF w Gdyni mija rok. Może nam pani zdradzić co wydarzyło się przez ten czas w Pani życiu? Wiem, że ma Pani za sobą rolę Amelii u boku samego Daniela Olbrychskiego, który zagrał "Mazepę" w Teatrze Polskim w Warszawie. Jak się pracuje z aktorem takiego formatu? Jak z Krakowa, gdzie kończyła Pani PWST, trafiła Pani do stolicy?
- Tak po prostu. Dostałam propozycję od dyrektora Teatru Polskiego Andrzeja Seweryna. Przyjęłam ją i bardzo dobrze się stało, bo trafiłam na cudownych ludzi, wspaniałych aktorów, których można było podpatrywać, uczyć się od nich. Zrobiliśmy premierę "Mazepy", ale spektakl na razie nie jest grany, bo trwa remont sceny. Trzeba więc poczekać do przyszłego sezonu. Ale czy to ja będę wtedy grała Amelię, tego nie wiem. Czas pokaże. A jak grało mi się u boku Daniela Olbrychskiego? Cóż, to człowiek o wielkiej charyzmie, bardzo wyjątkowa postać. Przy tym bardzo dowcipny, miły, kochany człowiek, który służy młodym aktorom pomocą. Obcowanie z taką personą było wielką przyjemnością. Teraz wracam do Krakowa, bo mam propozycję pracy w Teatrze Starym. Zobaczymy, co wydarzy się dalej.

- Gdy rozmawiałyśmy po ubiegłorocznej nagrodzie w Gdyni, miała pani przed sobą właśnie wyprawę do stolicy. Mówiła Pani, że cieszy się na spotkanie z niezwykłą energią tego miasta. Czy nie okazało się aż tak przyjazne?
- Nie zmieniłam zdania. Warszawa to miasto, które otwiera przed człowiekiem wielkie możliwości. To, czy okaże się dla nas przyjazne, czy nie, zależy od ludzi, których spotykamy na swojej drodze. Jestem początkującą aktorką. Ciągle szukam swojej drogi. Z Krakowa dostałam konkretną propozycję pracy. A że to Teatr Stary, czuję się więc bardzo szczęśliwa z powrotu do Krakowa.

- Nie rozmawiałyśmy jeszcze o filmach, a przecież zagrała Pani w czeskim filmie Marka Najbrta, pod tytułem "Polski film". Czy to komedia? Zemsta Czechów za nasze określenie "czeski film, czyli nikt nic nie wie"?
- Oj nie, nie sądzę. To klasyka czeskiego filmu w naszym polskim rozumieniu. Zabawna komedia, choć wolę nie zapeszać, bo czy będzie tak zabawna jak sądzę, dopiero się okaże. To film o robieniu filmu. Pokazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Czeska ekipa filmowców przyjeżdża do Polski i kręci film. Wierzę, że nas, Polaków stać na dystans i nawet jeśli film wytknie jakieś zabawne dla Czechów cechy Polaków, pośmiejemy się razem z nimi. W tym filmie gram polska aktorkę zatrudnioną przy produkcji filmu, więc właściwie siebie. Mam nawet imię Kasia, choć to przypadek. To była fajna zabawa, bo można było trochę polawirować, grając trochę siebie, trochę nie siebie.

- Kiedy premiera?
- Chyba w lipcu.

- Zagrała Pani też rolę Basi, żony Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, w filmie Kordiana Piwowarskiego, syna słynnego Radosława...
- Nad tym filmem jeszcze pracujemy. Zdjęcia zakończą się w lipcu. Jesienią ubiegłego roku zdjęcia zostały zawieszone, z powodów finansowych, ale to nic wyjątkowego, tak bywa. Na szczęście Kordianowi udało się zdobyć dofinansowanie i możemy dokończyć pracę. To fabularyzowany dokument. Nie wiem jeszcze czy będzie pokazywany w kinach, czy w telewizji.

- Jak się pani pracowało z Mateuszem Kościukiewiczem, który wcielił się w rolę poety czasu wojny? To młody aktor, laureat nagrody im. Zbyszka Cybulskiego, który ma za sobą świetną rolę w filmie Jacka Borcucha "Wszystko co kocham", w "Matce Teresie od kotów" Pawła Sali.
- Na planie jest bardzo profesjonalny. Słucha rad reżysera, podąża za nim, jest fajnym partnerem do grania. To czysta przyjemność grać z takimi ludźmi.

- Co z najbliższymi planami?
- Jestem w trakcie przygotowań do zdjęć do filmu Macieja Pieprzycy "Chce się żyć", o chłopaku z porażeniem mózgowym. Mam tam pewien wątek. Zdjęcia ruszają niebawem.

- Udaje się Pani znaleźć czas na powrót do Dygowa, na "łono rodziny"?
- Jasne. Bywa, że praca wymaga jeżdżenia tu i tam, ale mam też czas na odpoczynek. Czas dla siebie i bliskich. W Dygowie staram się bywać najczęściej jak się da.

- Jeszcze raz gratulujemy kolejnego sukcesu i dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!