Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecinek: Rodzina chorego w szoku

Rajmund Wełnic [email protected]
Szpital był areną ostrej wymiany zdań między rodziną chorego a personelem.
Szpital był areną ostrej wymiany zdań między rodziną chorego a personelem. Rajmund Wełnic
Ostre starcie rodziny ciężko chorego mężczyzny z personelem szpitala w Szczecinku kosztowało obie strony masę niepotrzebnych nerwów. Szef lecznicy obiecał wyciągnąć wnioski z zajścia.

O interwencję poprosił nas pan Adam (nazwisko do wiadomości redakcji) z Bornego Sulinowa. - Mój ojciec ma 64 lata, jest po udarze mózgu, dwóch zawałach, nie chodzi, nie mówi, jest osobą leżącą. Kilka tygodni temu zaczęło się coś dziać z jego zdrowiem. Dusił się, wymiotował, bardzo się pocił na przemian zimnym lub gorącym potem, bardzo zsiniał. Zadzwoniłem do szpitala w Szczecinku, pogotowie przyjechało dość szybko byli już po 15 minutach. Przyjechało 2 ratowników, jeden bardzo miły, drugi zaś pan z kulturą osobistą trochę na bakier. Po wstępnym zbadaniu ojca zadał pytanie: czego oczekujemy od niego? Ale to chyba ten pan jest ratownikiem i wie co ma robić i jak postępować? Po zbadaniu poziomu cukru, ciśnienia poinformował nas, że nic się tu nie dzieje i ponowił swoje pytanie: czego od niego oczekujemy? Myślałem, że mnie, mamę oraz całe rodzeństwo krew zaleje słysząc jeszcze raz to samo pytanie.

Po dłuższych negocjacjach, na kategoryczne żądanie rodziny, mężczyznę zabrano do szpitala, choć ratownik twierdził, że "nic się nie dzieje" i wypiszą go tego samego dnia. I pacjenta karetka do domu wtedy nie odwiezie. Pan Adam wyjaśnia, że karetka do ojca przyjeżdża nawet 2 razy w tygodniu z miłą i profesjonalną obsługą. - Zabierając ojca kazali jechać mamie razem z nimi - opowiada nasz Czytelnik. - Dopiero w karetce podłączyli ojcu sprzęt do badania serca. Po chwili ratownik poszedł do kierowcy i od miejscowości Jelenino karetka jechała na sygnale, więc chyba wszystko z ojcem nie było dobrze.
- Po badaniach w szpitalu, gdzie ojcem zajął się bardzo miły lekarz, okazało się, że ojciec przechodzi bardzo ostry zawał - mówi pan Adam. - Nazajutrz poszliśmy z mamą do lekarza dowiedzieć się o stan zdrowia ojca, doktor P. na pytanie mamy "chciałam się dowiedzieć o stan zdrowia męża", odpowiedział: A co, nie widać?. Po czym dodał, że leczony jest jakąś starą metodą.

Z internetowej wyszukiwarki google więcej się dowiedziałem co to jest ostry zawał niż od pana doktora. Tego samego dnia pielęgniarka poinformowała nas, że ojciec jest karmiony sondą i aby nie podawać mu jedzenia ani picia. Podczas kolejnych odwiedzin ojciec dostał czkawki, miał ją dość długo i pokazywał, że chce pić. Dzwoniliśmy po pielęgniarkę 10 minut, w końcu postanowiłem pójść do dyżurki pielęgniarek, która od sali ojca mieści się jakieś może 15 metrów. Stając w drzwiach dyżurki widzę 3 pielęgniarki, które siedzą i popijają kawkę nie przejmujące się tym, że ktoś dzwoni. Spytałem się, czy gdyby dzwonił umierający pacjent, to czy panie pielęgniarki też by musiały najpierw dopić kawę? Zażądałem, aby któraś z pań zjawiła się na sali gdzie leży ojciec. Po jakieś chwili pojawiły się dwie panie pielęgniarki. Jedna bardzo podniosłym głosem zapytała się, co się dzieje, że robię taki cyrk.

Powiedzieliśmy, że tato ma czkawkę i że chcę mu się pić. Pielęgniarka wyjaśniła nam, że dostał rano jakiś lek, aby nie mieć czkawki, ale ma ją nadal bez przerwy. Zdziwiłem się, bo u ojca byliśmy od dobrych 2 godzin i czkawkę dostał może 30 minut temu, to o której godzinie ostatni raz pielęgniarka odwiedziła salę chorych? Na moją uwagę pielęgniarka podniesionym głosem zauważyła, że to nie jest jedyna sala gdzie jest chory, i nie będzie co chwilę biegać po salach. I jeszcze, że jakiś gówniarz nie będzie jej zwracał uwagi. Odpowiedziałem jej, że chyba pani za to płacą, bo charytatywnie tu raczej nie pracuje. Po czym panie wyszły zamykając drzwi mówiąc, że gówniarz - a mam 28 lat - nie będzie im mówił jak mają pracować. Słysząc te słowa otworzyłem drzwi i powiedziałem, że skoro ma coś do powiedzenia, to porozmawiamy u dyrektora w gabinecie.

Po kwadransie na salę wszedł doktor P. i z krzykiem zadał mi pytanie, dlaczego urządzam burdy? Odpowiedziałem, że burd nie urządzam, ale chyba jest coś nie tak skoro dzwoni się po pielęgniarkę, a ona na to nie zwraca uwagi, po czym jeszcze krzyczy na odwiedzających. Pan doktor krzykiem stwierdził, iż to nie prawda, że nikt po nikogo nie dzwonił. I dodał, że z gówniarzem nie będzie dyskutował.

O wyjaśnienia poprosiliśmy doktora Adam Bielickiego, prezesa szczecineckiego szpitala. - Po przeanalizowaniu opisywanej sytuacji wyjaśniam, iż z relacji pracowników szpitala, pielęgniarek będących na dyżurze, oddziałowej i lekarza zachowanie syna osoby chorej było wyjątkowo agresywne i niegrzeczne - mówi szef szpitala. - Nikt z personelu nie próbował konfliktować się z tą osobą. Jednak napastliwy sposób zachowania wywołał niepotrzebną rozmowę, której treści nie jesteśmy jednak w stanie odtworzyć. Starając się patrzeć obiektywnie uważam, że o ile doszło do jakichkolwiek komentarzy ze strony personelu szpitala byłoby to niepotrzebne podsycanie emocji już i tak zdenerwowanej osoby odwiedzającej. Pragnę jednak przypomnieć, iż pracownicy służby zdrowia są osobami w świetle prawa traktowanymi jako osoby funkcyjne i są granice bezkarności w sposobie zachowania przez pacjentów i rodziny w stosunku do personelu.

- Opisywana sytuacja, jak to zwykle bywa, na pewno ma dwubiegunowość i trudno zająć jednoznaczne stanowisko - dodaje dr Bielicki. - Jako zarządzający przeprowadziłem rozmowy z personelem informując o należytym zachowaniu, zleciłem kontrolę wewnętrzną analizującą czas pracy. W sprawie zespołu wyjazdowego zostało przeprowadzone postępowanie wyjaśniające na podstawie którego nie stwierdza się złych intencji ze strony ratownika medycznego, a jedynie zaburzenie komunikacji, w wyniku której powstały niepotrzebne emocje. Oczywiście nie ma takiej możliwości, aby pacjent przywieziony do szpitala, nie mogący samemu się poruszać środkami komunikacji, nie był odwieziony w razie takiej potrzeby do domu. Cała sytuacja opisywana przez pana Adama została szczegółowo przeanalizowana, poddana ocenie przez koordynatora zespołu wyjazdowego oraz zarządu. Skutkować to będzie na pewno w przyszłości doskonaleniu czynności medycznych naszych zespołów. W pełni rozumiem emocje rodziny spowodowane chorobą bliskiej osoby i nie uważam, aby jakiekolwiek angażowanie się personelu szpitala w dyskusję słowną poza zawodową mogło mieć miejsce, co nie znaczy jednak, iż zdenerwowany pacjent właściwie ocenia intencję personelu nie widząc jednocześnie zaangażowania i staranności w realizacji całości procesu leczniczego - zakończył.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!