- Podczas debaty w Galerii Scena padł zarzut z ust byłego pracownika Politechniki Koszalińskiej Mikołaja Iwańskiego. Powiedział, że dyrektor jednego z instytutów w rozmowie telefonicznej oznajmił mu, że zaliczenia studentom, których oblał, w jego imieniu wpisze ktoś inny. Czy takie zdarzenie faktycznie miało miejsce?
Tomasz Krzyżyński- Sprawy zaliczeń i wpisów określa regulamin studiów. Zaliczenie przedmiotu przeprowadza osoba prowadząca zajęcia, ale w niektórych przypadkach może zrobić to inna osoba do tego upoważniona. Jeżeli prowadzący nie może doprowadzić zajęć do końca, na przykład z powodu wypadków losowych, przejmuje je ktoś inny. W tym konkretnym przypadku 20 proc. studentów nie dosłało pracy na zaliczenie w wyznaczonym terminie. Ale regulamin stanowi, że trzeba im wyznaczyć termin poprawkowy, a nawet dać możliwość zaliczenia komisyjnego. Pracownik odmówił podania terminu poprawkowego. Dlatego dyrektor instytutu wyznaczył inną osobę, która przeprowadziła zaliczenia i na tej podstawie wpisano zaliczenia.
Na ten temat czytaj także:
Afera na Politechnice: Kanclerz Wezgraj nie reprezentował stanowiska uczelni
Politechnika Koszalińska: Nie zdałeś? I tak zaliczysz [posłuchaj mp3]
- Czyli dyrektor dzwonił do pana Iwańskiego?
Tomasz Krzyżyński- Czy pracodawca może wezwać pracownika do tego, żeby przeprowadził zaliczenie? Jak najbardziej. Nawet jeśli powiedział, żeby magister Iwański zaliczył ćwiczenia studentom, chodziło o zrealizowanie terminu poprawkowego zaliczenia. Nauczyciel jest dla studenta, a nie odwrotnie.
- Jednak sprawę skomplikował kanclerz Artur Wezgraj. Oznajmił publicznie, że telefony od szefów instytutów do pracowników z prośbą o zaliczenia studentom zajęć są na uczelniach "powszechną praktyką".
Tomasz Krzyżyński- Uważam, że poniosły go emocje. To była niefortunna, nieszczęśliwa wypowiedź. Wydaje mi się, że bronił dobrego imienia uczelni mówiąc, że jeśli coś jest zjawiskiem negatywnym, to jest powszechne na wszystkich uczelniach. I tak odbieram ten kontekst "przepychania" studentów.
- Nie uważa pan jednak, że wypowiedź kanclerza dyskredytuje uczelnię i jej studentów? Że powinien zapytać, kto wykonał telefon, zapewnić, że sprawdzi to, a jeśli informacja się potwierdzi, że osoba taka poniesie konsekwencje? A jeśli to nieprawda, to Iwański odpowie za zniesławienie?
Tomasz Krzyżyński- Kanclerz nie reprezentował Politechniki Koszalińskiej na tym spotkaniu. Odniósł się do tego, że uczelnie zabiegają o studentów do tego stopnia, że wszyscy kończą studia. Takie przypadki pewnie są, ale nie na Politechnice Koszalińskiej. Udowadniają to liczby, a dokładnie tak zwana skuteczność studiów, czyli liczba osób, które przechodzą z roku na rok. I u nas stu procent nie ma. Są wydziały, na których wielkość ta oscyluje wokół trzech czwartych i to jest norma.
- Proszę zatem odpowiedzieć, czy takie praktyki, czyli zaliczenia na polecenie szefów instytutów, są powszechną praktyką?
Tomasz Krzyżyński- Nie. Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Studenci toczą boje między innymi o statystykę, matematykę, bo to są przedmioty dla nich trudne. Nikt nikogo nie przepycha.
- Czy w takim razie planuje pan wyciągnąć konsekwencje wobec kanclerza?
Tomasz Krzyżyński- Pouczę wszystkich pracowników uczelni, w tym kanclerza, że jeśli zabierają głos w debatach publicznych, a nie są skierowani przez władze uczelni do reprezentowania jej, niech reprezentują samych siebie. Upomnę słownie kanclerza, żeby ważył swoje wypowiedzi i zaznaczał wyraźnie, kiedy wypowiada się jako osoba prywatna. I nie mówił rzeczy, które nie mają pokrycia w prawdzie. Kanclerz nie jest anonimowy i jego słowa mogą zostać odebrane jako stanowisko uczelni. I tak było w tym przypadku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?