Jan Janicki z Koszalina wybierał się w podróż do Krakowa. Miał tam wziąć udział w konferencji "Rynek tłumaczeń i lokalizacji w Polsce". Podjął decyzję, że skorzysta z usług PKP. Pociągiem jeździ wprawdzie rzadko, ale jeśli ma już gdzieś jechać w dalszą podróż, zazwyczaj korzysta z tego właśnie środka lokomocji.
- Poszedłem więc na nasz dworzec, poprosiłem o bilet do Krakowa, taki dostałem, z przesiadką w Poznaniu. Kasjerka o nic więcej nie zapytała - opowiada nasz Czytelnik. I pojechał.
W Poznaniu pan Jan poczekał nieco ponad pół godziny na kolejny pociąg, już bezpośredni do Krakowa. Wsiadł, rozłożył bagaże, chwilę później wszedł konduktor. - "O, to nie jest bilet na ten pociąg" - cytuje kontrolera nasz Czytelnik.
Okazało się, że do Poznania pan Jan jechał składem TLK, a z Poznania już składem IR. - Mówiąc szczerze nie znam tych ich kolejowych skrótów. Kupowałem po prostu bilet na jazdę pociągiem, po torach. I tyle - kręci głową nasz rozmówca. Ostatecznie jednak konduktor wypisał mu nowy bilet, za wypisanie którego wziął dodatkowo 5 złotych. Stary bilet anulował i poinformował, że będzie można otrzymać zwrot pieniędzy w kasie na dworcu.
- Machnąłem ręką, choć przecież ja wcale nie chciałem tego nowego biletu od konduktora. Byłem w kasie, zapłaciłem za przejazd i uważam, że nie powinienem był już płacić tych 5 złotych. Ale dobra... - mówi dalej pan Jan.
W Krakowie Czytelnik poszedł od razu do kasy. Starego biletu tu jednak nie zwrócił. To można zrobić w Koszalinie. Zamówiłem więc bilet powrotny, z przesiadką w Stargardzie Szczecińskim. - I znowu zaskoczenie, bo pani z kasy zapytała mnie jakimi pociągami będę jechał. Skąd mam wiedzieć? To ona pracuje na kolei.
Niestety, kasjerka nie wiedziała, kazała iść do informacji. To było okienko obok. - Ale czynne tylko do godziny 21. Śmieszne, prawda? Musiałem więc sprawdzić sam, na wielkim rozkładzie, te małe literki IR, TLK i IC. Poszedłem z powrotem do kasy, dostałem upragniony bilet - śmieje się Czytelnik.
Koniec przygód? Nic bardziej mylnego. W dniu odjazdu pan Jan stanął na peronie w Krakowie i czekał na pociąg. - Usłyszałem przez megafon, że wagony sypialne będą na końcu składu. No to wziąłem bagaże i poszedłem na koniec - opowiada dalej koszalinian. Rzeczywiście, wagony były na końcu. Ale nie te. - Kierownik składu poinformował mnie, że ja muszę wsiąść do wagonów sypialnych jadących do Świnoujścia. A te są jednak na początku. Zwariować można - łapie się za głowę nasz rozmówca.
Ponieważ pan Jan nie ma już od dawna 25 lat, jest też dość tęgim mężczyzną, poprosił o miejsce sypialne na dole przedziału. W kasie powiedziano mu jednak, że dolnych miejsc już nie ma i albo bierze górne albo w ogóle. Wziął więc, co dawali. W pociągu okazało się jednak, że jest jeszcze kilka wolnych przedziałów sypialnych. - Dlaczego były pozamykane, wie chyba tylko dyrekcja tej instytucji - komentuje pan Jan.
- Wyobraźmy sobie teraz cudzoziemca albo osobę starszą, która ma jechać polskimi kolejami. Nigdzie by chyba nie dojechała.
Epilog tej podróży jest taki: w Koszalinie pan Jan dostał zwrot za bilet z Poznania. Ale potrącono mu 10 procent wartości biletu, czyli kolejne 5,60 złotego...
Mieliście podobne historie na kolei? Dajcie znać na:forum.gk24.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?