Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seks wiosną. Kiedy mamy największą ochotę na miłosne igraszki?

Rozmawiał: Marek Zagalewski
Justyna Ratkowska-Pasikowska, dla przyjaciół Pasikonik.
Justyna Ratkowska-Pasikowska, dla przyjaciół Pasikonik. Fot. Krzysztof Tomasik
Rozmowa o wiosennym pobudzeniu seksualnym z Justyną Ratkowską-Pasikowską, specjalistą w zakresie pomocy psychologicznej w dziedzinie seksuologii.

W sobotę o 18.32 poczuję wzmożoną chęć na seks?
- Jeśli nie nastąpią jakieś szczególne okoliczności, to nie. W naszym rytmie biologicznym wzwyżka szaleństw hormonów następuje między siódmą rano a siedemnastą.

A taką okolicznością nie jest początek astronomicznej wiosny?
- W każdym razie nie jako magiczny punkt zwrotny. A jeśli już, to nie poczuje pan niczego wzmożonego 20 marca, ale trzy dni wcześniej. Tak wskazuje średnia z badań.

No tak! W dzień roboczy. O siódmej będę się szykował do pracy, a o siedemnastej dopiero ją kończył, zmęczony.
- Toteż z raportu prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, że najczęściej uprawia pan seks po godzinie 21.

Czyli nie wtedy, gdy najbardziej chcę?
- Niekoniecznie, bo - znów statystycznie - przeważnie wypada to jednak w sobotę. Ale generalnie wiosna w naszej seksualności to nie daty i rachunki, ale słońce, ciepły wietrzyk i zapachy. To są faktyczne afrodyzjaki, one nas wydobędą z pewnego wyciszenia.

Właśnie zaczynamy na serio się odchudzać i w ogóle dbać o wygląd - chodzimy na ćwiczenia, wsiadamy na rower, biegamy, stosujemy dietę, zmieniamy uczesanie. To dlatego, że z wiosną przybywa nam energii czy żeby wprost się zademonstrować w perspektywie seksualnej?
- Jedno i drugie. W większym stopniu wydzielamy endorfiny, zwane hormonem szczęścia. Czujemy się szczęśliwsi, częściej popadamy w stany euforyczne, rozpiera nas optymizm, wszystkiego nam się chce. Między innymi łakniemy ruchu i seksu. Ciekawy pogląd ma prof. Hanna Brycz z Gdańska, która twierdzi, że jeśli ktoś wyjdzie z domu bez celu, bo po prostu mu się chce, może to być nieuświadomione polowanie na partnera.

Jedno urozmaicone zbliżenie to utrata 600 kilokalorii, jak godzina na rowerze w terenie. Ktoś już uznał seks za metodę w tej kwestii?
- Byłaby skuteczna i przyjemna, ale nie słyszałam o promocji seksu jako metody odchudzającej.

Jednak korzyści, a więc i powodów zbliżenia, jest więcej: stosunek dotlenia, koi ból głowy, odmładza, ujędrnia skórę, a poza wszystkim zbliża.
- I rozładowuje napięcie. O bólu głowy prof. Lew-Starowicz jest zdania, iż nie może być wymówką, odkąd wiadomo, że seks pomaga ten ból zwalczyć. Jednak pożycie erotyczne po prostu wynika z chęci intymnego kontaktu i z napięcia, z potrzeby seksualnej.

Seks wiosenny jest szczęśliwszy niż zimowy?
- Nie ma reguły. Zimowy bywa bardzo zmysłowy, a okoliczności świetne: świece, kominek, czyli to, czego naprawdę potrzeba - ciepło, zapach i gra świateł. Z kolei wiosną zdarza się seks gorzki, nie spełniający oczekiwań. Pewne ryzyko z tą porą roku polega na tym, że czasem zbyt wiele sobie obiecujemy, zakładamy coś absolutnie fantastycznego, po czym "zasiadamy" jak do wystawnej kolacji, gubiąc gdzieś spontaniczność wynikającą z takiej doraźnej, nie uroczystej, ale silnej potrzeby chwili.

Wiosna skłania do zdrady? W końcu oczekujemy od życia czegoś odświeżającego, a więc i nowych uniesień.
- Nie znam badań, które by w kontekście zdrad wskazywały tę porę roku. Zdrada zresztą bardzo rzadko wynika z jakiegoś nastawienia, zwykle z trwałych nie najlepszych relacji między partnerami i ze sprzyjających zdradzie sytuacji, a takich więcej jest latem - wakacyjny luz, ciepło, dużo czasu, wczasowy alkohol, osobne urlopy, gdy partnerzy chcą od siebie "odpocząć".

Seksualne kłopoty wiosną odżywają, bo łatwiej o frustracje, czy cichną, ponieważ mamy więcej szans?
- Z samym seksem sprawa jest zbyt złożona, żeby go w prosty sposób odnosić do pory roku, natomiast na przykład budzą się kompleksy związane z postrzeganiem własnego ciała. Kobiety, dziewczęta dochodzą do przerażającego je wniosku, że mają za grube uda i biodra albo że nie bardzo mogą odsłonić brzuch. To obniża pewność siebie, zniechęca do niektórych zachowań korzystnych z punktu widzenia naszej atrakcyjności.

Nieakceptowanie własnego ciała to ważna przeszkoda w osiąganiu pełni satysfakcji erotycznej. Charakterystyczne, że na początku życia seksualnego wiele osób, zwłaszcza kobiet, próbuje kryć własne ciało, choćby kołdrą. Wstydzą się, zasłaniają. Dopiero z czasem, kiedy przestają się blokować, a zarazem rośnie ich samoakceptacja, więc i eksponowanie ciała, wzrasta też gotowość do otwarcia się na nowe, śmielsze doznania, wreszcie - także zdolność do orgazmu.

Przeczytałem takie zdanie o kobiecie: "nie masz orgazmu, bo brak ci miłości własnej".
- Wiele kobiet nie szczytuje nie z winy partnera, ale dlatego, że nie znosi własnego ciała. Kobieta powinna je akceptować, wyuczyć się go, jego reakcji, otwartości.

Czy Pani jest w stanie rozpoznać na oko kogoś z udanym i częstym seksem? Literatura wylicza przeróżne oznaki, a osobliwie często sprężyste ruchy, choć nawet dłuższy krok. Co jest w tych ruchach?
- Raczej nie podejmę się takiego taksowania. Ale wiem, że traumy, takie jak gwałt czy silne problemy, w tym seksualne, powodują postawę obronną. Obciążeni problemami są skuleni i wycofani, wewnętrznie i fizycznie. Tymczasem otwarta postawa ciała sprzyja nawiązaniu relacji, służy komunikacji werbalnej, mnoży szanse na sukces. A chód? Powabny to forma kokieterii, która jest pochodną pewności siebie. Łatwiej zaś o pewność siebie, gdy ma się szczęśliwy seks.

Justyna Ratkowska-Pasikowska, dla przyjaciół Pasikonik.
(fot. Fot. Krzysztof Tomasik)

Z jakimi problemami przychodzą do Pani studenci?
- Przeważnie sprowadzają się one do niepewności: czy jestem normalny. Przychodzą raczej studentki, panowie wolą pośrednictwo internetu, ale że informacja zwrotna jest wtedy ograniczona, przekonuję do spotkania bezpośredniego i część się przełamuje. Mężczyźni wciąż sądzą, że nie uchodzi mieć problemów seksualnych, a przecież leczy się je jak wszystko, niekoniecznie zresztą farmakologicznie.

Często dobrze robią, że przychodzą, przy czym niemało osób odsyłam do lekarza po to, by się upewniły, że nie mają zaburzeń. Młody człowiek, który ma np. trochę obniżony popęd, zaraz gotów jest sądzić, że to nienormalne, zwłaszcza gdy się nasłucha opowieści z akademika. Otóż normalne jest też, że się nie chce. Tylko trzeba sobie dać do tego prawo.

A właściwie dlaczego za miesiąc miłosny uchodzi maj, a nie marzec?
- Ponieważ w maju wchodzimy w apogeum dobrych okoliczności. Wszystko już naprawdę kwitnie, pachnie i się zieleni, bzyczy i ćwierka, słońce świeci już mocno i długo, świat pobudza nasze zmysły, na dobre eksponujemy własną cielesność i dostrzegamy czyjąś, odkrywamy się dosłownie i otwarci jesteśmy na życie. A poza tym maj to symbol. Skoro tak go postrzegamy, tym bardziej mu ulegamy. Wie pan? Chyba taki jest cel wiosny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!