Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa Głosu: W Londynie powalczę o złoto

Rozmawiał: Wojciech Kukliński
Szymon Kołecki
Szymon Kołecki Fot. Radosław Koleśnik
Rozmowa z Szymonem Kołeckim, sztangistą i dwukrotnym srebrnym medalistą olimpijskim.

Kim jest

Kim jest

Data urodzenia: 12 października 1981
Miejsce urodzenia: Oława
Wzrost: 183 cm
Waga: 84 kg
Sukcesy: igrzyska olimpijskie Sydney 2000 r.: srebrny medal, Mistrzostwa Świata Seniorów: 2007 - III miejsce, 2006 - II miejsce, 2001 - III miejsce, 1999 - II miejsce; Mistrzostwa Europy Seniorów: 1999, 2000, 2006, 2007 - I miejsce, 2001 - II miejsce, igrzyska olimpijskie Pekin 2008: srebrny medal.
Najlepszy wynik w rwaniu: 192,5 kg w 2001 roku.
Najlepszy wynik w podrzucie: 235 kg w 2000 roku.
Najlepszy wynik w dwuboju: 412 kg w 1999 roku.
Jest żonaty. Ma syna Daniela i córkę Alexandrę.

- Za co zostaje się honorowym obywatelem gminy?

Szymon Kołecki: W sumie to nie mam pojęcia. Człowiek robi najlepiej jak potrafi to, co lubi, a inni oceniają tę pracę i ewentualnie przyznają nagrody. Mnie nagrodzono takim tytułem, z którego jestem dumny.

- Jak tak silny mężczyzna jak ty może wzruszać się podczas oglądania filmu?

Szymon Kołecki: Rzeczywiście, jest taki jeden film, który oglądam z coraz bardziej zaciśniętymi dłońmi. Czasami nawet oczy mi się spocą. To "Rocky". Chyba każdy sportowiec, który ma w sobie ducha walki, nie przejdzie obojętnie obok tej historii. Takie emocje u mnie wywołuje zresztą nie tylko ten film, ale również i książki Stanisława Grzesiuka. Ich przekaz zawsze mną wstrząsa.

- Czy to ta wrażliwość kazała ci ogolić głowę na znak protestu podczas pekińskich igrzysk olimpijskich?

Szymon Kołecki: Być może. Gdy tylko dowiedziałem się, że chińska milicja krwawo stłumiła demonstracje w Tybecie, to obiecałem sobie, że gdy pojadę do Pekinu, w jakiś sposób zaprotestuję. Chiny to państwo policyjne. Nawet w wiosce olimpijskiej widać było pełno agentów bezpieki. I właśnie to mnie przekonało, że w jakiś sposób trzeba tym uciśnionym ludziom pokazać, że są tacy, którzy tego reżimu się nie boją. Decyzja była natychmiastowa. Rano przed
startem pożyczyłem od kolegi maszynkę i wręczyłem ją Mariecie Gotfryd. Ta bez trudu na mojej głowie wykonała fryzurę tybetańskiego mnicha.

- Czy z powodu tej demonstracji wolności miałeś jakieś problemy?

Szymon Kołecki: Chińska bezpieka nie śmiała niczego zrobić. A gdyby tylko przyszło jej to na myśl, mieliby ze mną do czynienia...

- Ponoć siłę odziedziczyłeś po tacie?

Szymon Kołecki: Faktycznie, mój ojciec był ciężarowcem. Dlatego też niemal od dzieciństwa przebywałem w siłowni. Ciężary i trening siłowy były moim naturalnym środowiskiem. Gdy miałem osiem lat, wystartowałem w pierwszych zawodach i podniosłem sztangę ważącą 42 kilogramy. A później już jakoś poleciało.

- Z igrzysk w Sydney i w Pekinie wróciłeś ze srebrnymi medalami. Oba są dla ciebie symbolami. Powiedz, jakimi?

Szymon Kołecki: Srebro z Sydney to symbol zawodów przegranych. Kontuzja uniemożliwiła mi walkę o ten najcenniejszy medal. Do tego startu uważałem, że wszystko jest w życiu możliwe. Przegrałem i popłakałem się. Z kolei Pekin to dla mnie czas odrodzenia. W tych zawodach zrobiłem wszystko co było możliwe. Dałem z siebie sto procent. Wróciłem i zdobyłem medal. Taki był cel, który osiągnąłem.

- Między Sydney a Pekinem były jeszcze igrzyska w Atenach, które oglądałeś w telewizji. Na karku miałeś drugą w twoim życiu aferę dopingową i operację kręgosłupa.

Szymon Kołecki: Życie mnie nie rozpieszczało w tym czasie. Z tym dopingiem to sprawa była prosta. Gdy miałem piętnaście lat, ktoś nafaszerował mnie jakimś świństwem. To było największe draństwo, które ciągnie się za mną smrodem do teraz. Wówczas polski związek nie zawiesił mnie w prawach zawodnika. Inaczej było z międzynarodową federacją. Musiałem swoje odpękać. Przed Atenami ponoć w moim organizmie wykryto nandrolon. Wiedziałem, że nic takiego nie brałem. Poprosiłem o opinię jednego ze światowej sławy profesorów. Związek wykonał kolejną. Obie były na moją korzyść. Koniec i kropka. Jeśli chodzi o doping w ciężarach, to ludzie mają jakiś spaczony obraz. Wystarczy popatrzeć na statystyki WADA (światowa organizacja zdrowia), a wówczas okaże się, że sztangiści bardzo rzadko sięgają po doping. Jeśli chodzi o operację kręgosłupa, to rzeczywiście lekarze uważali, że jeszcze nikt po takim zabiegu nie wrócił do dźwigania. Ja wiedziałem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wierzyłem, i najpierw chodziłem na rehabilitacje, a później ciężko trenowałem. I w Pekinie wróciłem.

- Całe swoje życie podporządkowałeś sportowej karierze. Czy teraz znajdziesz trochę czasu na naukę?

Szymon Kołecki: W szkole rzeczywiście nigdy orłem nie byłem. Maturę zdałem eksternistycznie, ale teraz zamierzam rozpocząć studia. Na AWF oczywiście.

- Z podnoszenia ciężarów da się wyżyć?

Szymon Kołecki: Tylko jeśli prezentujesz najwyższy światowy poziom. Ja jednak i tak założyłem klub fitness. Na razie na jego prowadzenie nie mam za dużo czasu, ale już teraz buduję sobie nową, pozasportową przyszłość.

- Przed nami igrzyska w Londynie. W twojej karierze najprawdopodobniej ostatnie. Powalczysz o złoto?

Szymon Kołecki:Londyn to miasto niezwykle bliskie mojemu sercu. Mam tam wielu przyjaciół, u których uwielbiam spędzać czas. Dlatego zrobię wszystko co możliwe i niemożliwe, by tam spełniły się moje marzenia. Muszę tylko jak najszybciej wrócić do pełnego zdrowia. Ostatnio miałem sporego pecha. Musiałem poddać się aż trzykrotnej operacji kolana.

- Co robiłeś z tak dużą ilością wolnego czasu?

Szymon Kołecki: Czytałem. Teraz też czytam. Zamierzam w końcu przeczytać "Dywizjon 303".

- Dlatego wygrałeś zorganizowany przez Telewizję Polską z okazji Święta Niepodległości "Wieki test z historii"?

Szymon Kołecki: Pytania były bardzo trudne. Do mnie po prostu uśmiechnęło się szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!