Odkrywca pierwszej planety poza Układem Słonecznym urodził się bowiem w Szczecinku i przewodniczy honorowemu komitetowi obchodów 700-lecia miasta.
Informacje "Gazety Polskiej" o tym, że Aleksander Wolszczan w latach 1973-86 współpracował z SB mocno poruszyły nie tylko środowisko naukowe. Jako tajny współpracownik "Lange" - pisze "Gazeta" - przekazywał m.in. informacje o kolegach z uczelni, a także swoich bliskich. Za swoje informacje TW "Lange" miał otrzymywać wynagrodzenie i prezenty od SB.
Teczka TW "Lange" zachowała się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, są tam też notatki o ojcu astronoma Jerzym Wolszczanie, którego zwerbował jeszcze w roku 1945 Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Szczecinku "do rozpracowania środowiska poakowskiego", ale współpracę przerwano, bo agent nie tkwił we wrogim środowisku i wstąpił do PZPR.
Najbardziej znany współczesny polski radioastronom w roku 1990 odkrył przy pomocy radioteleskopu w Arecibo na Puerto Rico pierwsze 3 planety poza naszym układem planetarnym. Za to osiągniecie bywał nawet wymieniany w gronie kandydatów do nagrody Nobla.
Naukowiec urodził się w Szczecinku i tu spędził dzieciństwo. Z tego powodu burmistrz Jerzy Hardie-Douglas zaprosił Aleksandra Wolszczana do przewodniczenia komitetowi honorowemu obchodów jubileuszu 700-lecia Szczecinka (rocznica przypada za dwa lata). Wiosną przyszłego roku planowano nawet wizytę astronoma w rodzinnym mieście przy okazji jego przyjazdu do Polski z USA, gdzie na stałe pracuje.
Jak na sensacyjne doniesienia zareagował ratusz? - Aleksander Wolszczan zaproszenie do przewodniczenia komitetowi przyjął rok temu - mówi Konrad Czaczyk, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Szczecinku. - Gdyby medialne informacje potwierdziły się, to postawiłoby to nasze miasto w bardzo trudnej sytuacji i nie można wykluczyć, że doszłoby do zmiany przewodniczącego.
Sprawa musi zostać wyjaśniona do końca i na razie czekamy na rozwój wydarzeń.
Te zaś następują błyskawicznie. W środę ukazał się tekst w "Gazecie Polskiej", a już wczoraj astronom wydał oświadczenie dla prasy. Przyznaje w nim, że na początku lat 70. "nieopatrznie" zgodził się na kontakty z SB i podpisywanie się pseudonimem. Okazją do spotkań z SB-kami były jego wyjazdy zagraniczne, a godził się na nie, bo było to ,,elementem PRL-owskiego krajobrazu, podobnie teraz teczki stały się elementem krajobrazu III RP".
W rozmowach z SB "starał się mówić mało, dobrze, ogólnikowo albo nie mówić nic". Miał odmawiać informacji o działaczach opozycji, którym to mogło zaszkodzić. "Donoszenie czy donos zwyczajnie nie istnieją w moim zbiorze recept na życie" - pisze Aleksander Wolszczan.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?