Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie było lekarza

Inga Domurat [email protected]
Dariusz Marciniak z córką, której nie przyjęła koszalińska przychodnia przy ul. Bosmańskiej.
Dariusz Marciniak z córką, której nie przyjęła koszalińska przychodnia przy ul. Bosmańskiej. Piotr Czapliński
Roczna córeczka państwa Marciniaków obudziła się z wysoką gorączką i płaczem. Rodzice szybko zadzwonili do najbliższej przychodni - przy ul. Bosmańskiej.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Jesteś w obcym mieście i nagle zaczyna chorować twoje malutkie dziecko. Jesteś zdenerwowany i prosisz o pomoc najbliższą przychodnię. Taką sytuację chyba każdy potrafi sobie wyobrazić. Ale taką, że w przychodni wzywa się ochronę do zdenerwowanego, a być może i nie panującego nad sobą w takiej chwili rodzica - już nie. A jednak takie są fakty. I tylko wstyd, że stało się to w Koszalinie.

Inga Domurat

Twierdzą, że odmówiono im pomocy, bo są z Łodzi. Wczoraj w przychodni usłyszeliśmy co innego.

- Dziecko przelewało mi się przez ręce, a do tego jest alergikiem i ma chore serce, dlatego od razu zadzwoniłam do przychodni, oddalonej zaledwie o kilkaset metrów od naszego mieszkania - relacjonuje nam Aneta Marciniak, matka dziewczynki. - W rejestracji, jak tylko pani usłyszała, że jesteśmy z Łodzi i tam mamy meldunek, to już nie chciała słuchać, co dolega dziecku, tylko odesłała mnie na pogotowie albo do pomocy doraźnej, która przyjmuje dopiero po godz. 17.

Ostatecznie do przychodni poszedł mąż kobiety. Po jego interwencji lekarz internista, bo pediatry nie było, zgodził się zbadać dziecko. Było po godz. 15. Dariusz Marciniak szybko wrócił po córkę, ale kiedy po kilkunastu minutach rodzice zjawili się w przychodni, lekarza już nie było.

- Czym prędzej pojechaliśmy do pomocy doraźnej i tam wreszcie naszym dzieckiem zajął się lekarz - dodaje Aneta Marciniak.

Sytuację zupełnie inaczej tłumaczy przychodnia. - Nie było mnie wtedy, ale z tego, co wiem, to wcale nie odmówiliśmy przyjęcia tego dziecka - usłyszeliśmy wczoraj od Tomasza Chrostowskiego, lekarza pracującego w przychodni. - Nasz pediatra akurat wtedy zaczynał dyżur o godz. 16 i dlatego dziecka wcześniej przyjąć nie mogliśmy.

A od przyjmowania przypadków wymagających nagłej pomocy jest pogotowie, ostatecznie pomoc doraźna. Zresztą w przychodni pojawił się tylko ojciec dziecka, zachowywał się jeszcze bardzo agresywnie i rejestratorka musiała nawet wzywać ochronę. Wtedy nawet lekarz internista zgodził się zbadać dziecko, ale rodzice z nim nie przyszli.

Obie wersje znacznie się od siebie różnią i ich weryfikacji obiecała podjąć się Maria Matusiak, rzecznik praw pacjenta z zachodniopomorskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - Jeśli tylko otrzymam skargę od tej rodziny, to na pewno sprawą się zajmę - zapewnia rzecznik.

- Jednak nie ulega wątpliwości, że to nie rejestratorka powinna podjąć decyzję o przyjęciu dziecka, a lekarz. Dla przychodni nie powinno mieć żadnego znaczenia to, skąd ci ludzie przyjechali.

Państwo Marciniakowie zapowiedzieli, że skargę napiszą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!