Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjant nie miał prawa

INGA DOMURAT [email protected]
- Właśnie w tym miejscu zacząłem manewr wyprzedzania i za mną jest linia przerywana, a nie ciągła, za której przekroczenie chciał ukarać mnie koszaliński policjant - mówi Stanisław Krechowicz, stojąc przy drodze Karnieszewice - Kawno.
- Właśnie w tym miejscu zacząłem manewr wyprzedzania i za mną jest linia przerywana, a nie ciągła, za której przekroczenie chciał ukarać mnie koszaliński policjant - mówi Stanisław Krechowicz, stojąc przy drodze Karnieszewice - Kawno. fot. Inga Domurat
Stanisław Krechowicz z Dźwirzyna był przekonany, że jadąc swoją toyotą wyprzedzał zgodnie z przepisami. Inne zdanie miał funkcjonariusz koszalińskiej drogówki.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Łatwo karze się tylko kierowców

Kiedy kierowca na drodze popełni błąd albo wykaże się nieznajomością przepisów ruchu drogowego i zostanie na tym przyłapany przez policję, scenariusz jest prosty - trzeba zapłacić mandat i liczyć się z punktami karnymi. A co, jak pomyli się policjant albo, co gorsza, udowodni, że na znakach w ogóle się nie zna? Pozostaje dociekać swojej niewinności w sądzie. A jeśli nawet, gdy się to uda, policjantów, jak widać, za pomyłkę i tak nie spotka żadna kara.
Inga Domurat

Sprawa trafiła do sądu. Ten ostatecznie kierowcę uniewinnił, bo policjant... pomylił znaki.

Był 15 kwietnia 2006 roku, dzień, w którym Stanisław Krechowicz leciał na wakacje do Egiptu. Jechał właśnie swoim samochodem na lotnisko, kiedy to na trasie Karnieszewice - Kawno zatrzymał go funkcjonariusz koszalińskiej drogówki.

- Policjant jechał przede mną lanosem, sam wyprzedził jeden samochód i zniknął mi z pola widzenia, a kiedy to ja wykonałem manewr wyprzedzania, to już kilkaset metrów dalej na mnie czekał - opowiada Stanisław Krechowicz, właściciel ośrodków wczasowych w Dźwirzynie.

- Zatrzymałem się i usłyszałem, że popełniłem wykroczenie drogowe, bo przekroczyłem poziomą linię ciągłą. Ale to była nieprawda. Wyprzedzać zacząłem na linii przerywanej i wolno mi było wrócić na swój pas, mimo że już zaczęła się linia jednostronnie przekraczalna. Moje tłumaczenia nic nie dały i policjant zapytał mnie, czy przyjmuję mandat karny w wysokości 100 złotych. Nie przyjąłem.

Szukali mnie jak przestępcę
Stanisław Krechowicz czekał więc na wezwanie do wydziału grodzkiego Sądu Rejonowego w Koszalinie. - Zanim je dostałem, dowiedziałem się, że policja szukała mnie w Kołobrzegu, w mieszkaniu, które już dawno darowałem córce - kontynuuje opowieść poszkodowany kierowca. - Funkcjonariusze nawet weszli do niego, nie wierząc chyba, że mnie w nim nie ma. Szukali mnie też na Śląsku, z którego tu nad morze przyjechałem. Tylko po co? Przecież ja się nie ukrywałem, nie jestem bandziorem.

Wezwanie w końcu dotarło do rąk Stanisława Krechowicza, któremu funkcjonariusz drogówki zarzucił wykonanie manewru wyprzedzania, nie stosując się do znaku drogowego poziomego P-2 (linia pojedyncza ciągła). 31 października sąd uznał mieszkańca Dźwirzyna za winnego i wymierzył karę grzywny w wysokości 200 złotych.

Bez zgody na winę
- Byłem przekonany, że sąd w ogóle nie zamierzał kwestionować decyzji policji, że w ogóle nie zapoznał się ze sprawą. Ale ja na to nie mogłem się zgodzić. Odwołałem się i wynająłem prawnika - mówi Stanisław Krechowicz. - Miałem przecież zdjęcia z miejsca, w którym wyprzedzałem. Do akt dołączona została również mapka sytuacyjna, którą narysował sam policjant, który mnie wtedy zatrzymał. I to z niej tak naprawdę wynikało, że jestem niewinny i żadnego błędu nie popełniłem. Bo choć policjant twierdził, że wyprzedzałem na linii ciągłej, to narysował, że manewr ten wykonywałem przecinając linię przerywaną. Ale to udowodnił dopiero mój prawnik, kiedy przedstawił sądowi, co zgodnie z przepisami oznaczają poszczególne znaki poziome na drodze. Mnie samego sąd wcale nie chciał słuchać. I wtedy sąd nie miał już wątpliwości, że ja przekroczyłem najpierw linię P-1, czyli pojedynczą przerywaną, a potem P-3, czyli jednostronnie przekraczalną. Natomiast w żadnym momencie nie znalazłem się na linii P-2, czyli tej pojedynczej ciągłej.

Policjant pomylił znaki

Ostatecznie sąd na rozprawie głównej 10 stycznia 2007 roku uniewinnił Stanisława Krechowicza, a kosztami postępowania obciążył skarb państwa.

- Za ten proces zapłacili wszyscy podatnicy, ja, choć nie popełniłem żadnego wykroczenia, musiałem stawiać się w koszalińskim sądzie i płacić prawnikowi. Sprawa ciągnęła się rok. I dlaczego, bo zatrzymał mnie policjant, który nie zna się na znakach. Nie wyobrażam sobie, by ktoś taki mógł na przykład uczyć przepisów ruchu drogowego dzieci w szkole. Dlatego postanowiłem przeciwko funkcjonariuszowi i naczelnikowi sekcji ruchu drogowego koszalińskiej policji skierować sprawę do prokuratury o przekroczenie uprawnień - dodaje poszkodowany kierowca.

Prokurator Katarzyna Słodzińska odmówiła 7 maja 2007 roku wszczęcia śledztwa ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. W uzasadnieniu napisała jednak: "Wskazać trzeba, iż zachodzi ewentualne podejrzenie popełnienia przewinienia dyscyplinarnego, zaś do przeprowadzenia postępowania w tym zakresie jest kompetentny przełożony wskazanych funkcjonariuszy policji". I z tego względu wydane postanowienie przekazała komendantowi miejskiemu policji w Koszalinie.

- Rzeczywiście, otrzymaliśmy to pismo. Prowadziliśmy postępowanie wyjaśniające i stoimy na stanowisku, że wykroczenie zostało popełnione. Sąd jest jednak niezawisły i miał prawo wydać takie, a nie inne orzeczenie - oznajmia Mariusz Łyszyk, rzecznik prasowy koszalińskiej policji. - My jednak nie mamy sobie nic do zarzucenia i w tej sytuacji wobec policjantów wskazanych przez skarżącego nie zostanie wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Taką odpowiedź otrzyma od nas autor skargi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!