Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Ten brąz jest dla mnie jak złoto ”. Wywiad z Małgorzatą Hołub

Jacek Wójcik
Jacek Wójcik
„Aniołki Matusińskiego”, czyli Polska sztafeta 4x400 m z brązowymi medalami mistrzostw świata. Od lewej: Małgorzata Hołub, Aleksandra Gaworska, Iga Baumgart i Justyna Święty
„Aniołki Matusińskiego”, czyli Polska sztafeta 4x400 m z brązowymi medalami mistrzostw świata. Od lewej: Małgorzata Hołub, Aleksandra Gaworska, Iga Baumgart i Justyna Święty Polska Press
Rozmowa z Małgorzatą Hołub (KL Bałtyk Koszalin), która w niedzielę w Londynie została brązową medalistką mistrzostw świata w biegu sztafetowym 4x400 m.

Halowe mistrzostwo Europy, srebro mistrzostw sztafet na Baha-mach, teraz brąz MŚ. Nie szczypie się pani czasem, żeby sprawdzić, że to naprawę się dzieje?

Powolutku zaczynam się oswajać z tą sytuacją. Chociaż nie jest to proste (śmiech). Za każdym razem jak zaglądam do torby, to sprawdzam gdzie jest ten brązowy medal i próbuję sobie uświadomić, że on jest naprawdę mój.

Leciałyście do Londynu jako jedne z kandydatek do medalu. Czy jednak z powodu kontuzji Justyny Święty nie było zwątpienia?

Po medalu na Bahamach pojawiła się myśl, że może w Londynie też staniemy na podium. Kontuzja Justyny przyniosła pewne zwątpienie. A gdy jeszcze uzyskała w biegu indywidualnym 53 s, to przyznam, że trochę nas to dobiło. Po biegu eliminacyjnym, gdzie uzyskałyśmy szósty czas, nie liczyłam już za bardzo na medal. Po cichu oceniałam, że 4. miejsce będzie dobre. Jednak wiara czyni cuda. Trener sugerował, żeby zaryzykować, a jego taktyka przyniosła efekt.

Zmiana aż dwóch zawodniczek przed finałem, to była pokerowa zagrywka trenera Aleksandra Matusińskiego. Postawił na debiutantkę Aleksandrę Gaworską i będącą po kontuzji Święty.

Z jednej strony to było ryzyko, ale z drugiej trenowałyśmy razem i z dnia na dzień widać było, że wygląda to coraz lepiej. Wiemy też jak Justyna biega w sztafetach. Startuję z nią od 2010 roku i wiem, że w sztafecie oddaje całe serce i zawsze pokazuje się z najlepszej strony.

Święty fantastycznie odparła ataki rywalek, a nawet zbliżyła się do drugiej Brytyjki.

Byłam o nią naprawdę spokojna. Znam jej styl biegania. Tak naprawdę rusza dopiero na ostatnich 120 metrach. Wszyscy widzieli, jak rywalki do niej dobiegły. Musiały jednak zapłacić za wysiłek, a Justyna zachowała najwięcej sił na finisz.Strata 0,41 s do srebrnych Brytyjek to jednocześnie dużo i mało. Ja cieszę się z brązowego medalu. Dla mnie jest jak złoto. Jestem z niego niezwykle dumna.

Przed rywalizacją sztafet był występ indywidualny, który nie wyszedł pani najlepiej.

Przyznałam się trenerowi bez bicia, że ten start zawaliłam. Wystraszyłam się i zaczęłam za wolno. W lipcu na mistrzostwach Polski wystartowałam za mocno i na koniec zabrakło sił. Wtedy jednak miałam dołek po obozie wysokogórskim, a góry tak naprawdę oddają wykonaną pracę po 2-3 tygodniach. W Londynie pobiegłam za bardzo asekuracyjnie, o co mam do siebie pretensje. To był kubeł zimnej wody na moją głowę. Za to w sztafecie byłam w życiowej formie. Wcześniej nie udało mi się pobiec dwa razy z rzędu na takim poziomie.

W gradacji medali, brąz MŚ na otwartym stadionie to największe osiągnięcie w karierze?

Oczywiście. Ciężko porównać medale na Bahamach i w Londynie. Tamto srebro pozwoliło mi uwierzyć, że możemy rywalizować z najlepszymi. Pokonałyśmy przecież w bezpośredniej walce zawsze bardzo mocną Jamajkę. To dodało bardzo dużo pewności siebie.

Co jest pani zdaniem największą siłą polskiej sztafety?

Jesteśmy mieszanką różnych charakterów. To tworzy team, który się świetnie uzupełnia.

„Aniołki Matusińskiego” podbiły serca kibiców nie tylko znakomitym występem sportowym, ale również uśmiechem i spontanicznością przed kamerami.
Miło, że kibicom taki styl odpowiada. Zachowujemy się naturalnie, tak jak w codziennym życiu. Jesteśmy uśmiechniętą i trochę zwariowaną sztafetą. Wiadomo, że zdarzają się gorsze dni, ale wtedy same sobie poprawiamy humor.

Po MŚ właściwie pani nie odpoczywa. W ciągu 2 dni są starty w Memoriałach K. Skolimowskiej i J. Sidły, a za chwilę wylot na Uniwersjadę do Tajpej. Organizm jest przygotowany na taką dawkę?

Myślę, że tak. Ciężko trenowałam do tego sezonu. Nie było mnie w domu praktycznie w ogóle. Poświęciłam wszystko, żeby przygotować się jak najlepiej. Teraz tylko podtrzymuję formę, którą wypracowałam. Myślę, że jestem gotowa na kolejne starty. Wiem, że długa podróż do Azji i zmiana czasu będą męczące. Np. 2 lata temu w Korei Południowej nie mogłam spać przez pierwsze 2 dni. Później były jednak kolejne dalekie wyjazdy do Portland, Rio de Janeiro czy na Bahamy. Organizm zaczął przyzwyczajać się do tych zmian.

Niedługo czeka panią wielkie ważne wydarzenie w prywatnym życiu - ślub. Jak w tym szalonym sezonie znajduje pani czas na przygotowania?

Jest bardzo ciężko, ale jakoś sobie daję radę. Mój narzeczony załatwia ile tylko może, ja staram się pomagać jak najwięcej zdalnie. Teraz wpadam na 2 dni do domu i będzie czas, żeby nadrobić niektóre sprawy związane z przygotowaniami.

Zobacz także: Spotkanie z olimpijką Małgorzatą Hołub, przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Zachęcamy również do korzystania z prenumeraty cyfrowej Głosu Koszalińskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!