nasz komentarz
nasz komentarz
Zachęcanie ludzi do podpisywania umów, a potem zostawianie ich na lodzie przez poważną firmę - bo za taką się uważa Netia - to przykład kompletnego lekceważenia klienta. Firma tłumaczy się, że badania są drogie, że trzeba ciąć koszty, ale pozostaje pytanie, dlaczego konsekwencje takiego "oszczędzania" mają ponosić klienci?
IWONA SIEMIŃSKA
Firma dopiero potem sprawdza, czy w twoim mieszkaniu można w ogóle korzystać z tej usługi.
W takiej właśnie sytuacji znalazł się Waldemar Politowski, młody kołobrzeski przedsiębiorca, który zrezygnował z Telekomunikacji Polskiej na rzecz innego operatora - Netii. Firma ta oferuje kołobrzeżanom internet drogą radiową.
- W TP miałem wtedy problemy z załatwieniem Neostrady. Dlatego zrezygnowałem z numeru w TP i podpisałem umowę z Netią - tłumaczy przedsiębiorca.
Niestety aktywowanie usługi przez Netię przedłużało się. - Zdarza się - mówi Waldemar Politowski. - Nie miałem złych podejrzeń. Ale kiedy pótora miesiąca później, po 10 dniach zwłoki, ekipa monterów powiedziała mi, że do siedziby mojej firmy nie dociera sygnał radiowy i zamontowanie internetu jest niemożliwe, wściekłem się. Jak to, najpierw podpisuję umowę, rezygnuję z innego operatora, a dopiero po tym mówią mi, że usługi, na którą namówiła mnie sama firma, nie będzie? - denerwuje się przedsiębiorca.
Przez dwa tygodnie niedoszły klient Netii nie miał w firmie telefonu ani faksu i załatwiał powtórne podłączenie do TP. - W przypadku prowadzenia interesu dwa tygodnie bez podstawowych urządzeń do komunikowania się to o wiele za długo - zapewnia.
W Netii przyznają, że nie każdy w Kołobrzegu może mieć internet drogą radiową. Nie widzi jednak nic złego w tym, że najpierw podpisuje umowy z klientem, a dopiero potem bada, czy w ogóle może wykonać usługę. Dlaczego operator tak robi?
- Bo indywidualne badanie sygnału jest bardzo kosztowne - odpowiada Jolanta Ciesielska, rzecznik prasowy Netii. - Robimy to więc wtedy, kiedy klient już podpisze umowę. Naszym sprzedawcom przekazujemy informację, że na danym obszarze, np. w określonej dzielnicy, taki sygnał jest, i wtedy oni proponują klientom nasze usługi. Ale rzeczywiście odbiór sygnału jest sprawą indywidualną i może się zdarzyć, że w jednym bloku na parterze sygnał jest, a na drugim piętrze już nie, bo zakłóca go np. drzewo - przyznaje.
Jak twierdzi Jolanta Ciesielska, w samym Kołobrzegu kilkaset osób korzysta z internetu radiowego. Ile jest tych, które umowę podpisały, a internetu mieć nie mogą? Tego firma już nie wie. - Wszyscy są na pewno uprzedzani o ryzyku podczas spotkania z konsultantem - twierdzi rzeczniczka.
Co na to poszkodowany kołobrzeżanin? - Gdyby tak było, zastanowiłbym się, czy w ogóle podpisywać tę umowę - zapewnia Waldemar Politowski. - Dla mnie to zwykłe oszustwo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?